wynosi ze spichrza zboże. I ze stodół. Obserwował nocnego stróża. Jak większość z nich, oczywiście spał, drzemał. Wezwał więc Maurycy jednego z fornali, który po rodzinie żony miał morgę piachu. Zaproponował mu: "Ukradnij mi, Wojtek, wóz i konia. Będą twoje". Chłop się przeżegnał, ale Maurycy wiedział, czego chce: "Bierz kasztana, konisko stare, ale na niewielkim porobi, a wóz się przyda". Szerokim gestem dał mu jeszcze sto złotych na otarcie łez, jeżeli go stróż przyłapie. Miał ten stróż krzepę. Chłopina posłuchał. Bez przeszkód wyprowadził konia, zaprzągł, wyjechał, skrył u sąsiada. Rano stróż z lamentem do Surmy. A ten: "Spałeś. Wiem od dawna