że trudno jej szanować przełożonego, który wbiega zdyszany, bo właśnie odwalił chałturę dla telewizji albo skończył zajęcia na innej uczelni.<br>Pojawienie się <orig>spin doctorów</> to tylko jeden z przejawów komercjalizacji, której nieuchronnie podlega szkolnictwo wyższe. Właśnie urynkowienie nauki sprawiło, że normą stała się praca na kilku etatach i uczelniach, często konkurujących ze sobą. Praktyka ta jest nadal stosowana, bywa bowiem, że profesor uczelni państwowej otrzymuje (bez dodatku) niewiele ponad 2,5 tys. zł brutto i może tylko pomarzyć o dochodach w wysokości 6,5 tys. zł, jakie obiecywano od początku roku akademickiego 2004/2005. Trudno też wyobrazić sobie, by naukowiec z