jak to się wszystko razem stało. Liczyłem, mały człowiek mniejszego jeszcze charakteru, że zanim ojciec zjedzie do Miedzynia, sprawa zegarka jakoś tam "przyschnie". Nie wziąłem jednak pod uwagę tego, ze Miedzyń nie tylko był zelektryfikowany i zaopatrzony w bieżącą wodę, ale również i ztelefonizowany. I że nawet tamtejszy telefon na korbkę nie będzie wystarczająco ułomnym środkiem komunikacji, by to, co ojciec wykrzykiwał w Warszawie (już nazajutrz po naszym wyjeździe) nie dotarło w całym swym przerażającym rozmiarze do uszu macochy. A wykrzykiwał, że jestem nikczemnym kłamcą, oszustem i krętaczem i że w ogóle zapowiadam się na kanalię, na którą wyrosnę niechybnie, jeżeli