i krwi powtórzył kartezjańską myśl, bo przecież (to troszkę bluźniercze, Kuba, ale ty chyba nie jesteś religijny) atrybutem najwyższej doskonałości tej dziewczyny jest, że istnieje i to konkretnie - o 23.21 w tym pokoju, a więc to absurd, że wysłuchuję po raz czterdziesty "proszę czekać", bo nie chcę czekać - chcę korzystać z istnienia Mileny!<br>Odłożyłem słuchawkę, podszedłem, wyjąłem z jej dłoni "Burdę", którą kartkowała i - to wcale nie było jak z wyobrażeń o kobiecym przyzwoleniu - "rozchyliła usta, a ich wargi..."; przeciwnie, uniknęła pocałunku, przytulając twarz do mojej piersi, a ja pieściłem jej kark, plecy, pośladki. I trwał mój monolog, bo dłonie