ściegów odrębnych pokładów klasowych, towarzysz Laval poczuł: umierać po staremu, jak psy - nie sposób. Dopóki imperialiści - za kordonem, i dostępu do Paryża broni mór, trzeba zburzyć na razie starą ruderę, położyć fundamenty pod wolną republikę rad.<br>I zsunąwszy na tył głowy beret, towarzysz Laval pewnym elastycznym krokiem ruszył pierwszy do koszar, skąd po godzinie wyszedł już na czele niebieskiego pułku z wytrzaśniętym na poczekaniu, nie wiedzieć skąd, czerwonym sztandarem.<br>Następnie przyszły dni pracy organizacyjnej. Przeszkadzała dżuma. Wyrywała spod boku najlepszych towarzyszy. Gdyby nie to, towarzysz Laval, pochłonięty zagadnieniem organizacji rad robotniczych na terenie południowych peryferyj Paryża, byłby jej prawdopodobnie nie zauważył