niego się zalecać, nie wiedząc, jaką zadrę diabeł w sercu nosi. Murarze też go klęli, bo nie mieli czasu podszczypnąć jednej czy drugiej albo pożartować dla wytchnienia.<br>Robota trwała od świtu, z krótką przerwą w południe, prawie aż do samego wieczora, kiedy szło się dopiero do stołówki na obiad. W kotle było to samo: <orig>łapsza</>, kapuśniak, ogórkowa, na przemian co trzeci dzień. Czasem od wielkiego święta kasza jaglana ze skwarkami. Do miski zupy każdy dostawał pajdę, czterysta gramów czarnego chleba - był zakalcowaty, ciężki, ale jeszcze ciepły. Jadło się go wstrzemięźliwie, bo był to zapas, który musiał wystarczyć do następnego wieczoru. Dzieciom