i pobekując spoglądał zaropiałymi ślepiami w zebrany wokół niego tłum.<br> Sprowadzono księdza, który zmówił nad baranem modlitwę stosowną i pokropił go święconą wodą.<br> Po księdzu przywieziono burmistrza, który nad baranem spalił garść ziela wyrwanego w ubiegłym wieku czarownicy, gdy ta, chcąc na miasteczko sprowadzić morową zarazę, karmiła nim swoją siostrzycę, kozę.<br> Sprowadzono wreszcie ostatnią wiedźmę żyjącą w miasteczku (a że to wiedźma była, łatwo można było poznać spozierając w jej źrenice: nie dojrzałeś w nich swojej postaci pomniejszonej, jeno pajaca pociąganego za sznurki, dzwonnicę kościelną stojącą do góry nogami, czarcie rogi wyrzynające się z wiosennego nieba), ale i jej zaklęcia, pacierze