Konstanty Krogulec, wpuście mnie, mam sprawę do waszego.<br>- Teraz śpi, przyjdźcie jutro z rana.<br>- To bardzo ważne, obudźcie go.<br>- Nie trzeba budzić, sam wstałem - Salwa ocierał wąsy, na ramiona zarzucił marynarkę.<br>Konstanty, przyprószony śniegiem, z wieczorną, zimową, szklistą rosą na rzęsach, brwiach i czubku nosa, wszedł szybko, od razu rozpinając kożuch.<br>- A wy tu czego, szpiclować chcecie? - zadziornie rzuciła Salwowa, cofając się w stronę męża.<br>- Zaraz szpiclować, co wam, kobieto?<br>- Daj spokój, przyszedł, znaczy ma interes - łagodził Salwa. Znał Konstantego tyle lat i nie mógł zrozumieć, a tym bardziej pochwalić jego wyboru. - Miałeś tyle przyzwoitości, żeby opaskę zdjąć, wstyd ci, co