mógł jeździć, wyniósł na ulicę i ofiarował go wszystkim znajomym dzieciom .<br><page nr=32><br> Było to wczesnym rankiem w niedzielę czy święto, na wyżółkłych, jesiennych drzewach siedziały wrony, chodnik koło domu był usłany suchymi liśćmi. Rudy dziewięcioletni Boruch, bełkocząc coś niezrozumiałego i tragicznego, wyniósł konia za furtkę. Zaniepokojone wrony zleciały z drzew z krakaniem. Maleńki Boruch podniósł do góry rudą, guzowatą głowę i spojrzał w rozsłoneczniony błękit. Potem krzyknął głośno na całą ulicę.<br>- Kto chce mego konia? - i postawił go pośrodku chodnika.<br>Wtedy z podwórka wybiegła Anielka, brudna i czarna jak kominiarz, i zawołała z wyrzutem:<br>- Boruch, wariat, taki koń kosztuje! Za ten koń