czasie jednej z takich wizyt poznałem Jerzego Zawieyskiego, o którym wiedziałem wówczas tyle, że napisał sztukę będącą kontynuacją Przepióreczki Żeromskiego. Jerzy zrobił na mnie od razu dobre wrażenie. Był bardzo uprzejmy, traktował mnie jak równego sobie, mówił piękną polszczyzną i wydawał się bardzo przychylny wszystkim propozycjom, jakie przedstawiłem w imieniu krakowian. Szczupły, słusznego wzrostu, o lekko rudawych włosach, wydatnym nosie i ujmującym uśmiechu. Poznanie każdego nowego pisarza było dla mnie przeżyciem, gdyż rozszerzało krąg moich znajomości w środowisku literackim i nobilitowało mnie we własnych oczach. A co dopiero pisarza warszawskiego, którego znałem jedynie z nazwiska, a który miał już ugruntowaną pozycję