trzasnęły stawy: chwyciwszy kasetę rzucił się do wyjścia, w progu przystanął.<br>- Proszę pilnować tętna. Jeżeli zacznie słabnąć, telefon jest w książce, mieszkam o trzy domy.<br><page nr=204> Marta przesunęła dłoń na przegub Róży: puls bił mocno, choć powoli - jak młot. Róża drzemała.<br>Weszli Władysiowie. On blady, z rozdętymi nozdrzami, z brwiami u krawędzi czoła, ona - stateczna.<br>Nikt o nic nie pytał. Władyś opadł na fotel w głębi pokoju, spuścił głowę na ręce; Paweł stał przy oknie odwrócony tyłem, Marta liczyła: "Raz, dwa, trzy, dziewięć, piętnaście..." Puls podążał: Marcie zdawało się, że to Róża tak idzie naprzód z ogromnym wysiłkiem. "Dziewiętnaście, dwadzieścia..." Trudną godzinę