podobnym do skręconej w es jaszczurki, podepchnęła mu pod głowę strzępiastą dekoracyjną poduszeczkę, musnęła czoło syna suchym pocałunkiem, w tym pochyleniu jej pełny biust w fałdach nocnej koszuli zachybotał ciężko, leniwie, na koszuli miała tylko luźną bluzkę, bez zatrzasków, moja mama też miała taką, nazywała ją matinka, nie widziałem tego kroju w innych stronach, i w momencie dystrakcji już zostaliśmy sami, i dopiero jak gdyby obraz już miniony oglądając wstecz w przypomnieniu, widzę teraz, w upalnej ciszy, spotęgowanej zapamiętałym owadzim hałasem, jak pani Holiczowa opuszcza nasz pokój, przeciskając się przez drzwi do kuchni zaledwie uchylone, jakby nie mogła czy nie chciała