wydobywania gwoździ. Wyciągnęła rękę i sięgając po nóż strąciła na ziemię krucyfiks wraz z kloszem. Rozległ się brzęk, a twarz Róży wypogodniała jak po minionym bólu. <br>- Pewnie mężulek kazał Marcie tak ze mną postąpić! - szeptała. - Akurat dzisiaj tak ze mną postąpić, dzisiaj!... Więc maszże, niegodziwy. <br>Prawie wesoła - dokończyła przy pomocy krokodyla zdejmowania chusty. Strzepnęła ją, złożyła, odniosła tamże, gdzie portrecik ojca. <br>Telefon zadzwonił, upudrowała się gorączkowo, przybrała oschły wyraz twarzy - może Marta? - i podeszła do aparatu. Ledwie zdjęła słuchawkę, Sabina przycwałowała słoniowym truchtem przez korytarz. <page nr=23><br>- Czego? - spytała Róża. - Mówiłam, że sama odbiorę. <br>- Nie, ja tak tylko przyszłam, że może pani starsza