południe z trudem podniósł się po wczorajszej<br>degustacji Pawlakowej "żmijówki". Gnębiła go uporczywa czkawka, że aż<br>jemu samemu zaczęło się wydawać, że może wczoraj połknął jakąś żabę,<br>która koniecznie chce teraz przez jego gardło wyskoczyć z powrotem na<br>świat. W gębie miał sucho, jakby żuł trociny, a czerwone jak u królika<br>oczy nie świadczyły bynajmniej, że to, co służy ludzkiemu pojednaniu,<br>może służyć też zdrowiu człowieka. Wyszedł właśnie na poszukiwanie<br>Kaźmierza, żeby wczorajszym deklaracjom współpracy nadać praktyczny<br>wymiar: kiedy by mogli razem ruszyć w pole, żeby zebrać suche jak<br>pieprz zboże i zacząć jesienną orkę. I wtedy właśnie ujrzał Pawlaka,<br>szarżującego