rośnie na nim nacisk strug wody. Maszt pochyla się, jak gdyby kłaniając wiatrowi, a żagle chwytają go całą piersią. Zmartwychwstanie!<br> Żegluję gryząc gorzki, suchy razowiec. Po pierwszym uderzeniu wiatr uspokoił się i w jego równym tchnieniu "Nord III" robi ostatnie mile swej eskapady szybko niesiona naprzód. "Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba..." - powtarzam drżąc ze szczęścia.<br> Odyseja nasza kończy się. Jeszcze godzina, może dwie, i niewidzialna zasłona dzieląca nas od świata pęknie. Jeszcze godzina, jeszcze dwie. Chyba nie dłużej. Że wielki, prawdziwy świat musi być tuż-tuż, można wnioskować po rosnącej gęstości bełkotu radiowego, po drżeniu wąsów mego towarzysza, nerwowo wypatrującego