żebracy, złodziejaszki, którzy przed bitwą powyłazili ze swych kryjówek, grupki niewolnych i trochę innego tałatajstwa. Wiele się po nich Pazur nie mógł spodziewać, ale zawsze to więcej o tysiąc ludzi, których można rzucić do gardeł gwardzistów. Warowali więc na swej pozycji, wpatrzeni chciwie w obóz Szerszeni, licząc na łupy i krwawą zabawę. Nie prowadził ich żaden wódz, ruszyć mieli do przodu razem z rodowymi.<br>W drugiej linii stały mniej liczne, ale najgroźniejsze powstańcze oddziały. Dwa tysiące regularnego wojska zebranego z najtęższych rębaczy oraz wojowników służących niegdyś w armii <orig>bana</>. Mniej tu trafiało się młodziaków, więcej za to dojrzałych, doświadczonych mężczyzn, pogrupowanych