fajkę. Zapali i zza wałów dymu obronnego: <br>- Szubadko pomógł. Przyszedł z kimś, kogo nie znałem. Był oczywiście ojciec naszego "handlarza", ówczesny kościelny... On dzwonił, jakeśmy szli przez kościół późnym wieczorem na cmentarz... jak kiedy do chorego idzie kapłan z Panem Bogiem... Synu, godnie było, godnie... <br>I w dymie twarz swoją kryje, nie patrząc na Hansa, który głowę opuścił na piersi. <br><br>Kiedy wyszedł, skręcił w stronę rzeki. "Dlaczego tędy, a nie na łąki? Może dlatego, że bunkier i olszyna utożsamiły mi się definitywnie z legowiskiem miłosnym? Jak on to powiedział? Że "w górze, jak na dole, a na dole, jak w górze