sobą.<br>Tak, to był drugi dzień.<br>Oczywiście, ruszyliśmy dalej w tę samą drogę.<br>Niechże mi wierzą Wielebni Ojcowie, że nie znałam kierunku.<br>To już Diego.<br>Znowu na osłach, dnem doliny, między wzgórzami, znowu ciepło Jechaliśmy trochę wolniej, bo droga biegła pod górę i od rana bardzo grzało słońce. A niebo kryształowe. I nigdzie nikogo. My sami pod tym niebem. Diego nie patrzył na mnie. Milcząc, posuwaliśmy się na osłach w górę doliny i było aż ciężko od ciszy, od słońca i od tego czegoś między nami, co się wlokło z nocy w zajeździe. Nie wiedziałam nawet, co to takiego i skąd