Przede wszystkim rozstraja go ono, skłania do ucieczka. Już po paru chwilach Gombrowicz czuje, że "nic tu nie wysiedzimy", i zabiera Simona na spacer. Chce jakby zrzucić z siebie cierpienie przyjaciela i oznajmia o nim - bezsensownie - owocarzowi, aby biedaka następnie zwymyślać... Stara się wtopić w tłum, zniknąć w tłoku, ale "krzyk mój szedł za nami a z nim okropność... a z nią coś, jak zwierzę, dlaczego przyplątało się zwierzę? (...) zwierzę już było, już się przyplątało, pies nie pies". I ono nie pozwala odpowiedzieć przechodniowi na pytanie, jak iść na Corrientes: "to była ODMOWA", odcięcie od bliźniego, oczywiście. Ono prowadzi na pusty