przydźwigawszy konewkę, stały w połowie wzgórza wypoczywając, Wacław zeszedł do nich i konewkę, pełną wady kopnięciem nogi przewrócił. <br>Dzieci nie powiedziały nic, tylko, patrzyły w milczeniu na wodę, spływającą po ścieżce. Wacław odszedł stamtąd, też nic nie powiedziawszy. <br>- Nie wiem, dlaczego to zrobiłem - mówił teraz ze wstydem. - Była to duża krzywda, bo przeszły już pod górę najcięższą część drogi. Gdy się obejrzałem, były znowu na dole, szły łąką. Schodziły z pustą konewką na powrót do rzeki. <br>Może się nawet nie poskarżyły w domu, bo nikt stamtąd nie przyszedł się o ich krzywię upomnieć. Z tego domu dla czeladzi, w którym nie