jest tym samym życiem, co przed poznaniem Stefana. <br>Ale Róża wstała od fortepianu i zasłoniła go sobą jak przed wrogiem. <br>- Czego tu chcesz? - spytała. - Czułości twoich nie potrzeba, kto inny na nie czeka. <br>Jednocześnie Marta usłyszała, że Stefan gwiżdże na dole. Umówiony gwizd przeszył jej pierś gorącym ostrzem. Szarpnęła się ku oknu... I zastygła. Róża mówiła: <br>- Idź, idź, nie wracaj. Przestań wreszcie udawać. Tyle obchodzi ciebie muzyka co zeszłoroczny śnieg. Jakież głupie urojenie: ty - moją córką! Oszukałaś mnie, pięknym głosikiem zmamiłaś, resztę sił wydarłaś <page nr=181> z mego ciała, resztę wiary, ostatnią nadzieję z mojej duszy, obłudnico! <br>Marta zesztywniała. Otworzyła usta, złe słowa