wycofał się. Nie było rady, należało ustąpić. Jak na złość, ukrył się gdzieś urodziwy Andrzej i Surma musiał sam targować się z Niemcami. Dał im rozeschłą, prawie nie używaną bryczkę. Pokręcili nosami na zaprzęg i sami wybrali konie, lejcowe Gwieździka. Chłop prawie że płakał, marudził przy ubieraniu klaczy, bredził o kulawiźnie, wszystko na nic. Poganiali go surowo. Jeden zajął miejsce na koźle, drugi nadzorował ładowanie zapasów. Mieli już ruszać, gdy zapobiegliwszy, ubrany w kożuszek, zlazł z bryczki. Wrócił po koc. Dojrzał go w holu. Był to świeży zakup, jeszcze go nie używano. Surma kupił go właśnie na nocne okrycie dla córki