Nieliczni mężczyźni, głównie emeryci, śmiali się głośno, a w myślach powtarzali sformułowane już dużo wcześniej zarzuty wobec prelegenta. Było też kilka osób, które zdradzały oznaki choroby psychicznej. Młody człowiek otulony futrzanym kołnierzem sfatygowanego, kraciastego płaszcza podnosił wciąż rękę, a ponieważ nikt nie chciał udzielić mu głosu, siadał gwałtownie na krześle, kulił się, wypychał ku górze wąskie zaokrąglone plecy i odcinał się od reszty tłumu murem wściekłych spojrzeń. Pewien siedzący obok Mocka szpakowaty jegomość o wybitnie semickim wyglądzie przeglądał swoje notatki zaszyfrowane skomplikowanym systemem znaków i spoglądał czule na sąsiada, oczekując podziwu. Ponieważ Mock zachowywał kamienną twarz, mężczyzna ów prychał pogardliwie i