zdawałoby się, ciężar człeka uniesie, gdy zima kapryśnica ustąpiła nagle - wróciła jesień, lunął deszcz, a rozmytą przezeń taflę pogruchotał, zepchnął pod brzegi i roztopił ciepły południowy wiatr. Ki diabeł, dziwowali się włościanie. Być zimie czy nie być?<br>Nie minęły trzy dni, zima wróciła. Tym razem obyło się bez śniegu, bez kurniawy, za to mróz ścisnął jak kowal obcęgami. Aż zatrzeszczało. Ociekające wodą okapy dachów w ciągu jednej nocy wyszczerzyły się ostrymi zębami sopli, a zaskoczone kaczki o mało nie przymarzły do kaczych bajorek.<br>A jeziora Mil Trachta westchnęły i stanęły lodem. <br>Gosta odczekał jeszcze dzień, dla pewności, potem ściągnął ze strychu