Na pół oskubaną kurę oblała wrzątkiem, aby łatwiej było wydrzeć resztę pierza. Pokrajała ją w końcu, wyjęła wnętrzności i płukała w zimnej wodzie kolejno: żołądek, serce, wątrobę, nogi, łeb, skrzydła. Pachniało surowizną. Kot chodził nerwowo koło miejsca sekcji, mrucząc pożądliwie. Dostał tam coś, flaki chyba. W końcu sprytnie pokrajane zwłoki kury włożono do garnka z wodą, dołożono nieco włoszczyzny i postawiono na ogniu. Teodozja odetchnęła, musiała sobie w duchu przyznać, że zwinęła się szybko, trochę jest zmachana, no, ale będzie rosół dla tego nieboraka.<br>Zastukano w drzwi głośno, jeden raz. Teodozja otworzyła, listonosz wręczył jej kartę z pięknym widokiem gór. Zaadresowana