ta skoszona łąka, przepływająca rzeka jest dla Franka Majchra jakby przygrywką, westchnieniem przed nocą.<br> I żeby prawdę rzec, to on wcale nie odpoczywa, nie leży próżnująco.<br> To leżenie podpowiada mu, z którego końca wsi ma wejść do kurnika, do chlewu, do dworskiej stajni.<br> Można przeto rzec, że Franek, leżąc na łące, nad rzeką, ciężko pracuje, myśli.<br> I od tego myślenia o kurze, o wieprzku, o koniu marszczy się jego niskie czoło, drży puch nad jego górną wargą, a jego lewa stopa, obuta w szewrowy trzewik, podryguje, jakby za chwilę miała wskoczyć do polki.<br> Na tej samej łące, tyle tylko że rozbitej