Ludzie w najlepszym wypadku wzruszali ramionami... A byli tacy, co i powiedzieli: spierdalaj, palancie. I jeszcze zimno, i deszcz, a Euzebek w samej marynarce i krawacie, żeby wzbudzać zaufanie... <br><br>Rano spotykaliśmy się na Pradze, tam był magazyn... cały garaż zawalony po sufit tymi drewnianymi wałkami... i mieliśmy tam salkę, gdzie ładowaliśmy, jak to mówiliśmy, akumulatory i odprężaliśmy się przed całym dniem, jaki czekał nas na tych ulicach... to był, kurwa, jakiś dom wariatów... Tańczyliśmy i jakiś koleżka, specjalista od aktywnego wpływania na innych, jakiś kompletny czub, zarażał nas entuzjazmem. No, niby tak się teraz z tego śmieję, ale to, co on