przycupnęły na palach niby na nóżkach, przyczajone do ucieczki, palmy zmieniały swoje miejsca. Zdawało im się, że stoją w miejscu podrzucani między tymi samymi wodnymi pagórkami, a brzeg wędruje łagodnie, uwolniony od ich obecności i czujnych spojrzeń. Istvan poznawał lekki napór prądu.<br>Dokoła słyszał jakby podjudzające oklaski mokrych dłoni i łakome cmoknięcia fal. Obudziła się w nim uwaga. Zielony czepek Margit wyskakiwał wysoko i zsuwał się w głębokie bruzdy. Płynęła spokojnie i śmiało, wyprzedzała go o kilka jardów. Odwracała głowę, krzywiąc się, gorzka woda szczypała oczy. Wiedział, że Margit go ciągnie za sobą, wystawia na próbę, igra z niebezpieczeństwem.<br>Już posłyszeli