się powoli i zarazem szły w górę, dzięki czemu ich prześwit powiększał się; opuszczając pochylnię, głęboko zanurzały się w piachu, ale szły pewnie, orząc wydmę, którą wiatr wzniósł już wokół "Niezwyciężonego". Rozchodziły się na przemian w jedną i drugą stronę, aż po upływie dziesięciu minut cały perymetr statku otoczony był łańcuchem metalowych żółwi. Znieruchomiawszy, każdy począł zagrzebywać się miarowo w piasku, aż znikł, i tylko połyskliwe plamki, regularnie porozmieszczane na rudych zboczach wydm, wskazywały miejsca, z których wystawały kopułki emitorów Diraca. Powleczona <orig>pianoplastykiem</> stalowa podłoga sterowni drgnęła pod stopami ludzi. Ciała ich przeszył krótki jak błyskawica, wyraźny, choć ledwie wyczuwalny dreszcz