szczupłe palce wdzięcznie tańczyły nad stołem, smukłe nogi drżały w lekkim, motylim rozchyleniu. A oczy! Boże ty mój! O wiele piękniejsze od tamtej, wtedy na klatce. W oczach Ewy dostrzegł nic innego, tylko błękitny bezkres nieba!... Zygmunt nie umiał się obejść bez kiczowatych sentymentalizmów, wiadomo - rodzina pochodziła z Kresów, więc landszaft duszy pozostał. Nie dowierzając, podszedł jeszcze bliżej. Zdążył nachylić się ku jej twarzy i już miał powiedzieć jakieś zgrabne zdanko, nastawiając oczywiście wszystkie sensory na ful, gdy... zniknął "Cepelin", bez śladu rozpłynęli się ludzie, umilkł gwar pabu, światła wszystkie pogasły... Błękit...<br>Zygmunta wessało oko Ewy. Nie wpadł jej w oko