kurdupelek, siedzący u szczytu podkowy, zeskakuje ze swego krzesła i biegnie w moją stronę. Na twarzy, w oczach radość i szacunek.<br>Rozumiem - prezentuję się tym razem w sposób całkowicie odmienny niż podczas fatalnego spotk ania nad Wisłą: migotliwa tęcza "Komandorii", ambasadorski żakiet, kamizela z brokatu, ciemnoszare spodnie w paski, hebanowa laska.<br>- Sam pan profesor! - powtarza Wicuś.<br>Spotykamy się w pół drogi.<br>Wymieniamy pełen wzajemnego szacunku uścisk dłoni.<br>Pan Wicuś zasługuje na takie powitania.<br>Jego smoking ma kr ój nieco staroświecki, trochę cyrkowy, ale nienaganny.<br>Gors i muszka błyszczą śnieżną bielą.<br>- Nadzwyczaj się cieszę, że pan profesor...<br>- Ależ, drogi panie Wincenty - uśmiecham