nie śpiewały. Było cicho. Jak w kościele. <br>- Twoje grobowe milczenie - odezwał się wreszcie idący obok konia Szarlej - zdaje się coś wskazywać. Dezaprobatę jakby. Pozwól, niech zgadnę... idzie o tego dziada?<br>- Owszem, o niego. Postąpiłeś nieładnie. Nieetycznie, delikatnie mówiąc.<br>- Ha. Ktoś, kto zwykł pieprzyć cudze żony, zaczyna nauczać moralności. <br>- Nie porównuj, łaskawie, rzeczy nieporównywalnych. <br>- Tylko ci się zdaje, że są nieporównywalne. Nadto, mój niecny, w twym mniemaniu, uczynek podyktowany był troską o ciebie. <br>- Zaiste, trudno to pojąć. <br>- Przy sposobności ci to wyjaśnię - Szarlej zatrzymał się. - Na razie jednak proponowałbym skupienie się na rzeczy ważniejszej nieco. Nie mam mianowicie pojęcia, gdzie jesteśmy. Zgubiłem