z lekka z ławki, już pierwsze litery układają usta, gdy nagle, nie wiem jak i czemu, skręcam w ostatniej chwili w bok i schodami biegnę w górę. Stoję na naszym piętrze przy oknie i opieram głowę o ręce. To przymykam oczy, to wpatruję się w blachę. Leży na niej <page nr=156> zaczepiony latawiec z papieru, który zrobili bracia Krupscy z Roullotem. Mijają minuty, wieczorny wietrzyk muska mi czoło, słońce ostatnim wysiłkiem, wspinając się na palcach, usiłuje wyjrzeć zza wzgórza. Ach, wieczór letni! Nic piękniejszego niż wieczór letni. Ciekawym, czy pozwolą grać Jance na fortepianie? Przeminą te dni niedorzeczne i spoczną w czasie, niby