przyszedł do mnie przez Brzozowskiego. A Zachód, i te nazwiska, które przeważnie słyszałem po raz pierwszy, od <name type="person">Vica</>, <name type="person">Carlyle'a</>, <name type="person">Goethego</>, <name type="person">Bergsona</> i <name type="person">Sorela</> po <name type="person">Mereditha</>, <name type="person">Browninga</>, <name type="person">Blake'a</>, <name type="person">Wilfreda Pareto</> i <name type="person">Newmana</>, to były jakieś gwiazdy na nowym dla mnie niebie, które czciłem, bo wspominał o nich Brzozowski.<br>Dopiero wśród oficerów legionowych spotkałem paru <orig>brzozowszczyków</> i znów dzięki Brzozowskiemu wspólny z nimi znalazłem język.<br>*<br> Ale od jesieni 1920 roku, przyjęty do Akademii w Krakowie, wchodzę w świat całkiem nowy, o innym klimacie i innych reakcjach. Jakby ten język, to widzenie świata zostało starte przez nową, powojenną rzeczywistość. Koledzy, z którymi potem los