pewnego wieczora gorączka nagle spadła. Pani Barbara nieufnie badała przez chwilę termometr, strząsała go, pocierała, sprawdzała podnoszenie się rtęci.<br>- Zasnęła - rzekł po cichu Bogumił schyliwszy się nad babcią. - Idź się trochę położyć, Basiuchno. Ledwo stoisz na nogach. Ja zostanę.<br>- Dobrze - odparła, gdyż w istocie ostatnie kilka nocy nie spała. - A lekarstwo kiedy dawałeś?<br>- Przed półgodziną. Jak się zbudzi, dam znowu. Już idź, kochanie. Zdaje mi się, że najgorsze minęło.<br>Pani Barbara odeszła bez radości, z mdłym poczuciem, że najgorsze bynajmniej nie minęło i że jeżeli to ma być wyzdrowienie, oznacza ono tylko powrót do niedoli bez wyjścia.<br>Ale zrobiło jej się