Jankę. Siedziały obok siebie z owym wyrazem wzajemnej aprobaty, a jednocześnie kokieteryjnej rezerwy, jaki zachowują dwie młode i ładne kobiety usiłujące się do siebie zbliżyć. Cóż to znowu? Przebiegł mnie dreszcz oburzenia. Czemu? Trudno mi na to odpowiedzieć. Stwierdziłem, że odbywa się to przeciw mnie, że zachodzi jakaś nielojalność i lekceważenie. Zasnąć nie mogłem wieczorem, przyznam się. A potem już Janka i Suzanne były nierozłączne, można je było spotkać to na korytarzu, to na podwórku, śmiały się lub mówiły poważnie, coś sobie zwierzały, ukazywały swoje życie, odsłaniały oblicze, a ja jak osioł chodziłem po korytarzach z rudą Alzatką. Czasem też można