że chociaż miasteczko obudziło się i pełne było odgłosów ludzi i pojazdów, wokół domu Toli panowała cisza. Żaden pijaczek nie dobijał się do kawiarni. Nikt nie przechodził naszą uliczką, nie przejeżdżał na rowerze. Omijają nas jak zadżumionych, pomyślałem.<br>- Tej! - nieoczekiwanie szturchnął mnie w bok. - Masz zapalić?<br>- Nie palę - odpowiedziałem, znów lekko oszołomiony, że i o tym nawyku dziadka wiedział. - Ale zaraz otworzą kiosk, mogę kupić paczkę - zaoferowałem.<br>Przez chwilę rozważał, czy nie poczekać na <orig>cudzesa</>. Potem sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki, poszperał. Wstał, sprawdził kieszenie spodni, jeszcze raz marynarkę. <br>- Zgubił... pan? - zapytałem. <br>- Kto pan jesteś? - zapytał cicho. - Gdzie jest Roch, mój