dobrodusznej chytrości. Tylko duże, ciepłe oczy, o kolorze zmiękłej na słońcu czekolady, mieli podobne. Stary fabrykant krzyżował stopy, rozchylał grube uda widoczne pod nieświeżą dhoti. Wolał przewiewny strój tradycyjny od wełnianych spodni; był jednym z filarów partii kongresowej, kiedyś nawet Gandhi u niego nocował, poszukiwany przez policję. Potrafił przeszłość, nieco lekkomyślną, dobrze sprzedać. Robił interesy, wyciskał dochody, zasłaniając się szlachetnymi słowami, że dla Indii trzeba pracować w pocie czoła, rozbudowywać przemysł, budziły się w nim zapędy wodzowskie, umiał pomnażać pieniądze, rozgrzeszał się, gdy je innym wydzierał. Póki tkalnie należały do Anglików, zwalczał ich ostro, wszystkimi środkami. Kiedy zgromadził pakiety akcji, przejął