lasami, drogi były tak podmokłe i bagniste, że wozy grzęzły po osie mimo ułożonych w poprzek bali, spiętych tu i ówdzie klamrami lub związanych łykiem, tak że wyruszano w drogę zawsze w kilka wozów, aby konie i ludzie mogli sobie pomagać i nawzajem się wspierać,<br>a ten pies, przypominający herbowego lewka z szablą, szedł teraz przede mną, jakby mi wskazywał drogę, a kiedy gwizdnąłem krótko, podbiegł i wsparty przednimi łapami o moje udo, pozwolił się pogłaskać po kudłatym łbie, tylko raz, nie więcej, jakby jednak nie miał w pełni zaufania do człowieka,<br>i to nie bez powodu, bo choć zimy w