odróżnieniu od wielu nieszczęśników, nie borykałam się z nią sama. Pomijając pierwszą depresję, wszystkie kolejne przebiegały pod czujnym okiem i wspomożeniem lekarza psychiatry. Dlaczego więc tak się to wszystko przeciąga, nie ustępuje, a nawet wręcz pogłębia? Czyżby był gdzieś błąd w sztuce? Może jak zwykle wina za nieskuteczność dotychczasowego leczenia leży tylko w moim nastawieniu, w braku koordynacji lub czegoś innego. Możliwe. <br>To fakt, że biegałam do lekarzy. Sama teraz jednak widzę, że szukałam pomocy wyłącznie doraźnej, domagałam się leczenia objawowego. Na zasadzie - źle się czujesz, bierz receptę, wsyp w siebie określoną działkę prochów i czekaj, aż ci przejdzie, a potem