zabrząkać.<br><br>XI<br><br>A na skraju lasu pogoda,<br>a w tych szparach kurzawa szczerozłota,<br>jakby Febus pogubił koła.<br>Bosą stopą brnę przez mokradła.<br>Inna zieleń wciąż. Inne światła.<br>Błękit jak matka woła.<br><br>XII<br><br>Kiedym przez las sosnowy szedł,<br>pojąłem, że w nim jest coś z męskiej tragedii.<br>A kiedym w las liściasty wszedł,<br>to jakbym słyszał śmiech i flet,<br>jakbym wstąpił do pokoju kobiety.<br><br>XIII<br><br>Jeszcze tyle byłoby do pisania,<br>nie wystarczą tu żadne słowa:<br>o wiewiórkach, o bocianach,<br>o łąkach sfałdowanych jak suknia balowa,<br>o białych motylkach jak listy latające,<br>o zieleniach śmiesznych pod świerkami,<br>o tych sztukach, które robi słońce