za zakrętem. Przed nimi w dali, na<br>zachodzie, widniał rozległy łańcuch niezbyt wysokich wzgórz<br>poprzecinanych dolinami; w kierunku wschodnim rozciągał się szeroki,<br>suchy step, porosły żółkniejącą trawą. Co pewien czas Tomek unosił się<br>w strzemionach, aby ujrzeć kraniec olbrzymiej równiny, lecz chociaż<br>jechali już około trzech godzin, step nadal sięgał linii horyzontu.<br>Gdzieniegdzie napotykano rosnące samotnie, skąpo ulistnione, pokryte<br>żółtym kwieciem drzewa akacjowe lub eukaliptusy o skórzastych liściach,<br>nie dające niemal zupełnie cienia.<br> Słońce przygrzewało dość mocno. Jechali teraz stępa, aby<br>niepotrzebnie nie forsować koni. Tomek nie zwracał uwagi na rozmowę<br>swych towarzyszy. Pilnie rozglądał się po stepie. W pewnej chwili<br>wydało