powabniejszą, w serce bardziej świadome, w żywioł gorętszy, mocniejszy. I że Róża nie mogła przyjechać. I że w gęstwinie młodości jesień zaczynała straszyć. I że do snów o nieznanym lądzie przyplątał się sen o nieznanym domu - o domu wesołych, spokojnych, nigdy szlochami nie budzonych dzieci. <br>Sprawę ubito wtenczas z Różą listownie. Ponieważ żądała zawsze, by małżeństwo syna było szczeblem do jego kariery - Władysław, przemilczając sentymentalną stronę rzeczy, rozpisywał się długo o koligacjach i stosunkach panny Żagiełtowskiej. O tej wielkiej korzyści, jaką <page nr=67> przedstawiciele wygnańczych rodzin odnoszą, łącząc się z rodzinami mocno osadzonymi w ojczystej ziemi, wpływowymi, swojskimi.. Wspominał o bezdzietnych wujach, przysyłał