wierzgnęła, miotnęła ogonem i popędziła dalej. Ciri nie zastanawiała się. Zeskoczyła, trzepnęła swego konia po zadzie. Gdy pobiegł za karą klaczą, pomogła Hotspornowi wstać, obydwoje nurknęli w krzaki, w olszynę, przewrócili się, stoczyli po pochyłości i wpadli w wysokie paprocie na dnie jaru. Mech zamortyzował upadek.<br> Z góry, z urwiska, łomotały kopyta pogoni - szczęściem idącej wysokim lasem, za uciekającymi końmi. Ich zniknięcia wśród paproci, jak się zdawało, nie dostrzeżono.<br> - Co to za jedni? - syknęła Ciri, wygrzebując się spod Hotsporna i wytrząsając z włosów rozgniecione surojadki. - Ludzie prefekta? Varnhagenowie?<br> - Zwykli bandyci... - Hotsporn wypluł liście. - Grasanci...<br> - Zaproponuj im amnestię - zgrzytnęła piaskiem w zębach