jej się jakby bliżsi i bardziej zrozumiali. Mrugnęła pokrzepiająco do Julii, która siedziała tuż obok, trzymając mnie na rękach.<br>I nagle przypomniała sobie całą rodzinę Witka zebraną w salonie, wpatrującą się w nią ciekawie, natrętnie, z wyniosłością, z pogardą, z zaciekawieniem, z podnieceniem. Oko matki jej przyszłego męża patrzącej przez lornion było równie wyłupiaste i przerażone. Przypominało też nieszczęsne oko żyjącego indyka z arystokratycznego stołu i oko cielaka, którego dorzynał podpity chłop... A oczy wokół także rozszerzał strach, błyszczały, odbijając mdłe światełka palących się pod sufitem okratowanych żarówek.<br>Iw roześmiała się nerwowo... Julia spojrzała na nią zdziwiona... Siedzące naprzeciw małżeństwo zmarszczyło