okropnych biedniackich kamienic. Tam gnieżdżą się rodziny robotnicze, stłoczone w pojedynczych izbach, z rudym zlewem i cuchnącą wygódką na korytarzu. Widzę to na własne oczy, kiedy pod opieką Reginki odwiedzam na Widzewie Władkę, łódzką odpowiedniczkę tomaszowskiej Wiesi, nie tak miłą i nie tak kudłatą - moje drugie wtajemniczenie w całkiem obcy los, który niebawem stanie mi się nieobcy, choć niezupełnie o to chodziło mamie. Poraża mnie to drugie wtajemniczenie, zapowiedź koszmaru na jawie, złego snu, z którego nie można się obudzić przez wiele, wiele dni. Albo nigdy, jeśli wpadnie się w złe rozgałęzienie labiryntu.<br>Przeczucia...<br>Kiedy staję na progu nowego mieszkania, mówię