Typ tekstu: Książka
Autor: Urbańczyk Andrzej
Tytuł: Dziękuję ci, Pacyfiku
Rok: 1997
się lekko po fali połyskującej w świetle "chudnącego" księżyca. Noc. Leżymy z kotem w śpiworze zwinięci w jeden ciepły kłębek, ogrzewając się wzajemnie. Samoster i czyjeś serce na lądzie wskazują drogę na wschód.
Witajcie, Hawaje. Żegnajcie, Hawaje. Patrzę na mapę i odległe, pozostające za "Nord" wyspy. One odmieniły nasz czarny los, one przyniosły nam żeglarskie szczęście.
Za rufą bulgocze spieniona woda. Piana i pomruk odlatują w tył. To ocean, którego moc przez miesiąc dawała nam w zęby, teraz funduje solidne kopniaki w siedzenie czy delikatniej mówiąc w rufę. Oto nam właśnie chodzi, bo one pędzą nas naprzód ku wschodowi do Kalifornii
się lekko po fali połyskującej w świetle "chudnącego" księżyca. Noc. Leżymy z kotem w śpiworze zwinięci w jeden ciepły kłębek, ogrzewając się wzajemnie. Samoster i czyjeś serce na lądzie wskazują drogę na wschód.<br> Witajcie, Hawaje. Żegnajcie, Hawaje. Patrzę na mapę i odległe, pozostające za "Nord" wyspy. One odmieniły nasz czarny los, one przyniosły nam żeglarskie szczęście.<br> Za rufą bulgocze spieniona woda. Piana i pomruk odlatują w tył. To ocean, którego moc przez miesiąc dawała nam w zęby, teraz funduje solidne kopniaki w siedzenie czy delikatniej mówiąc w rufę. Oto nam właśnie chodzi, bo one pędzą nas naprzód ku wschodowi do Kalifornii
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego