opowiadać o rodzinnym miasteczku, o kolegach, o Lwowie, w którym raz była tuż przed wkroczeniem Sowietów. Tych wspomnień Mirek im zazdrościł.<br>Jedno, trzeba przyznać, im się udało. Nie pojechali, jak inni, na Ziemie Odzyskane, tylko namówieni przez nieznajomego pasażera, wysiedli z pociągu pod semaforem w podwarszawskim Milanówku. I przedziwnym zrządzeniem losu spotkali jeszcze na dworcu wysokiego, szpakowatego mężczyznę, który widząc, jak się bezradnie rozglądają po okolicy, poznał w nich repatriantów i zaproponował nocleg we własnym domu. Spora kamienica była niemal pusta - poza gospodarzem i jego młodszą nieco, ale też siwą i milczącą żoną, tylko na pierwszym piętrze mieszkali niekrępujący lokatorzy: on