szorstkie dłonie,<br>Od ciężaru aż się zsunął ku ich stronie,<br>Aż mu w nozdrza uderzyły krwawe ponsy,<br>Aż mu słońce przypaliło święte wąsy.<br> Rozgniewał się srodze Szczur,<br> Przysporzył niebiosom chmur,<br> Zawirował po szkle, jak ta śmiga,<br> Mignął w górze, tak jak nic nie miga,<br> Wyprostował swój ogon sprężyście,<br> Aż zeń ludzie opadli jak liście -<br> Wylecieli na oślep, jak z procy,<br> Gdzieś w przestrzenie, aż po krańce nocy,<br> I zawiśli nieruchomo w próżni,<br> Gdzie od gwiazd ich sam Bóg nie odróżni.</><br><br><br><br><div sex="m"><tit>SZAŁAWIŁA</><br>Ze snu, który zamczysku śnił się wieków sporo,<br> Próchnem, rdzą i zmorą,<br>Ze snu, który wrzeciądze przywalił jak głazem,<br> Pleśnią