piersiach, rozrywał, zda się, człowieka. Czasami fale wyprzedzały <br>statek, podrzucając go niby piłkę. Przykuci do ław wioślarze wyli. Przerażeni <br>pasażerowie i żołnierze schronili się na spód okrętu, gdzie leżały niezliczone <br>worki z pszenicą. Ludzie siedzieli w półmroku, ponieważ wszystkie lampy pogasły <br>i pozostał tylko słaby blask dnia przedostający się przez luk w górze. Woda, <br>która się wdarła do wnętrza, przelewała się, teraz z szumem, pieniła, skakała <br>na ściany, podmywała i zwalała worki. Wystraszone szczury biegały w ciemnościach, <br>wskakiwały na ludzi, wydawały przeraźliwe piski. Ich oczy błyszczały czerwono <br>niby robaczki świętojańskie. Petesuchos zapędził wszystkich do wylewania wody. <br>Ale nie każdy potrafił wdrapać